Yacht Klub Polski Bielsko

Spływ tratwą "BLUS" z Nieszawy do Gdańska

Artykuły / Relacje z rejsów morskich
Autor Machu Opublikowano: 15 Wrz 2014 - 22:02

W 2012 roku nasi Klubowi Koledzy wyruszyli w rejs w dół Wisły na pokładzie tratwy Blus. Po wielu przygodach koniec urlopów zmusił ich do przerwania wyprawy w Dęblinie. W następnym roku kontynuowali eskapadę, ale i tym razem nie udało się dopłynąć do Gdańska. Zapraszamy na trzecią, ostatnią część dziennika z ich podróży - z Nieszawy do Gdańska.

SPŁYW TRATWĄ "BLUS" YKPB - Bielsko-Biała Z NIESZAWY DO GDAŃSKA w czerwcu i lipcu 2014 roku Uczestnicy: Jacek Walczyk, Mariusz Szyszka, Adam Respekta i Marek Górka

Niedziela 29.06 – godz. 20.50 wyjeżdżamy z Brzeszcz Chryslerem Voyagerem z przyczepą. Pogoda niezbyt optymistyczna – leje deszcz. Pomimo tego jedzie się nienajgorzej, dopiero przed Piotrkowem Trybunalskim olbrzymi korek – wypadek drogowy - godzina w plecy. Dalej leje.

Poniedziałek 30.06 - godz. 03.10 docieramy do Nieszawy, przestało padać. Postój na parkingu przy promie. Marek śpi na ławce, pozostali w samochodzie. O 7.00 pobudka, a o 8.00 zaczynamy budowę tratwy, którą przechował nam od zeszłego roku pan Robert Zaremba. Po niecałych trzech godzinach jesteśmy gotowi do odpłynięcia. Tak jak poprzednio z wielką pomocą przyszedł nam pan Robert, który zapoznał nas z księdzem proboszczem Grzegorzem Molendą, a także z panią Jadwigą Aleksandrowicz, dziennikarką Gazety Pomorskiej. Ksiądz pofatygował się osobiście na przystań, gdzie pobłogosławił nas i naszą tratwę, zgodził się również na pozostawienie na plebanii naszego samochodu. Pani Jadwiga przeprowadziła z nami wywiad i zrobiła nam serię zdjęć, jak odpływamy z Nieszawy. Niestety trochę pomieszała fakty: zrobiła z nas emerytów i otworzyła w Brzeszczach oddział Yacht Klubu. O godz. 12.30 odbijamy od brzegu na 702 km szlaku żeglugowego Wisły. Na niebie ciężkie, ołowiane chmury. Początek niezbyt widowiskowy, nurt spycha nas na drugi brzeg, a silnika nie da się uruchomić. Tam chwilę nami poniewiera, zanim udaje się nam opanować tratwę za pomocą drągów i wioseł. Po oględzinach okazuje się że, winny jest dziurawy wężyk paliwowy. Pech, nie da się naprawić gwoździem i młotkiem, jak większość innych awarii na tratwie. Stajemy na przystani przed Ciechocinkiem na 710 km godz. 16.00. Po zakupy (wężyk najważniejszy) jedziemy zamówioną taksówką, bo do miasta ok. 5 km. Leje jak z cebra. Ruszamy o 16.45. Deszcz przestał padać, a Mariusz naprawił silnik, czegóż więcej potrzeba do szczęścia? Dopływamy do 720 km i o godz.19.30 robimy postój. Marek rozbija namiot. Robimy kolację i popijamy kompocikiem. Wieczorem dzwoni do nas pani Ola z telewizji Bydgoszcz i umawia się z nami na wywiad na następny dzień w Toruniu. To znowu za sprawą pana Roberta Zaremby.
18 km

Wtorek 01.07 – godz.04.10 wstaje Mariusz, Reszta dwie godziny później. Śniadanie, toaleta poranna. Wypływamy o 7.15. Pogoda się poprawiła, nie pada, nieśmiało pokazuje się słońce. O 9.15 pomiędzy mostami w Toruniu brakło paliwa. Dobijamy do brzegu. Jacek i Marek wyruszają po paliwo. Brzeg wysoki i zarośnięty chaszczami, po dłuższej chwili odnajdują ścieżkę i udaje im się dotrzeć do cywilizacji, jeden przystanek tramwajem i benzyna zostaje kupiona, ale z powrotem niestety na nóżkach. O 10.30 cumujemy przy toruńskich bulwarach. Pełny klar na pokładzie. Po chwili pojawia się ekipa telewizyjna z TVP Bydgoszcz. Pani Ola odważnie wchodzi na tratwę, a za nią pan kamerzysta. Wywiad. Odpływamy kawałek, żeby oni mogli nakręcić kilka ujęć z brzegu. Miało iść w regionalnej, potem dowiadujemy się, że poszło też w Teleexpresie. Stajemy się sławni. Kilkaset metrów dalej stajemy na postój w nowiutkiej marinie, niestety pustej, jesteśmy tam jedyni. Zwiedzanie Starówki i zakupy. Adam i Mariusz gotują obiad – kasza gryczana i pulpety, smakują wybornie. Odpływamy o 16.00, ale niedługo potem silny, przeciwny wiatr zmusza nas do godzinnego postoju. Znowu ruszamy i płyniemy częściowo na silniku. Postój na 750 km na piaszczystej łasze przy brzegu. Robimy kolację, gdy przypływa facet na kajaku i z daleka robi nam zdjęcia. Okazało się, że widział nas w telewizji i postanowił nas dogonić kajakiem, w tym celu przewiosłował 70 km. Szacun. A my poczuliśmy się jak początkujący celebryci. Kajakarzem okazał się przesympatyczny Artur Sommer z Włocławka. Rozbija namiot koło nas. Palimy dwa ogniska, żeby przegonić komary. Chwila rozmowy i idziemy spać.
30 km

Środa 02.07 – godz. 07.00 witamy dzień. Artur odpłynął wcześniej, ponieważ plany miał wielkie, a czasu mało. Poranna toaleta, śniadanie i wypływamy o 8.30. Świeci pięknie słońce i wieje słaby wiatr. Podziwiamy ptaki: mewy, rybitwy, czajki i wiele gatunków drapieżnych, wśród których zauważamy też orły bieliki. Przelatuje też nad nami kilka razy inny „orzeł” - SU22. Przed Solcem Kujawskim pojawia się kilka barek i pchaczy, okazuje się, że wydobywają tam piasek z Wisły i jest to żegluga wahadłowa, kilometr w tę i kilometr z powrotem. Ale przynajmniej można sobie wyobrazić, jak wyglądała Wisła dwadzieścia-trzydzieści lat temu, bo do tej pory, razem z kajakiem Artura, widzieliśmy na wodzie TRZY jednostki pływające. Postój w Solcu Kujawskim pod wiatrakiem. Gotujemy barszcz czerwony z ziemniakami, na kościach. W międzyczasie zakupy. Droga znowu przez krzaczory, zastanawiamy się czy miejscowi wiedzą, że kilometr od nich płynie rzeka, bo miasto odwróciło się od niej plecami. Prowadzi do niej tylko jedna, polna droga. Po obiedzie przymusowa sjesta z powodu porywistego wiatru. Jest ciepło, kąpiemy się w Wiśle. Wypływamy o 17.15, na razie na silniku, bo dalej wieje. O 19.00 mijamy Bydgoszcz, wiatr słabnie i płyniemy dalej do 20.30. Lądujemy na lewym brzegu na 780 km. Rozpalamy ognisko, rozbijamy namiot, na kolację kiełbaski z ogniska, chleb, pomidory, herbata i kompocik.
30 km

Czwartek 03.07 – godz. 05.30 pobudka, odbijamy od brzegu o 6.00. Całkowicie bezwietrznie do 8.00, potem zerwał się lekki wiatr. Robimy śniadanie, odsypiamy ranne wstawanie. Niebo błękitne, słońce, śpiew ptaków, jednym słowem sielanka. O 13.10 na 813 km postój przy ujściu Wdy. Marek i Jacek idą dwa kilometry do Świecia po zakupy, wodę i paliwo. Przy okazji zwiedzają krzyżacki zamek. W tym samym czasie Mariusz i Adam gotują obiad. Miała być zupa pomidorowa z ryżem, a wyszedł ryż w sosie pomidorowym. O 16.00 spotykamy się ponownie z Arturem, który zmienił swoje plany i kończy wyprawę kajakową w Świeciu. Rozmowa, pamiątkowe zdjęcia i o 16.15 odbijamy od brzegu. Płyniemy z wiatrem w kierunku Grudziądza. O 18.45 widać już z daleka miasto. Cumujemy przy bulwarach o 20.30. Mariusz zostaje na tratwie, reszta załogi idzie zwiedzać i po zakupy. Po godzinie odpływamy na lewy brzeg i cumujemy na noc naprzeciwko cytadeli w małej zatoce na 837 km. Dojadamy zupkę z obiadu i idziemy spać.
REKORD REJSU – 57 km!

Piątek 04.07 – godz. 6.00 pobudka, szybka toaleta i zwijanie obozu, wypływamy o 6.40. Pogoda piękna, niebo bez jednej chmury, bezwietrznie. Dla nas pogoda idealna. Tratwa leniwie płynie środkiem nurtu, a my opalamy się, podziwiamy krajobrazy i słuchamy odgłosów przyrody. O 9.30 na 846 km spotykamy samotnego tratwiarza. Jego tratwa-katamaran zbudowana jest całkiem inaczej, dwa canoe jako pływaki połączone poprzeczkami na których rozpięta jest siatka i rozbity namiot, do tego maszt z żaglem i dwa silniki, jeden spalinowy, drugi elektryczny, duży panel słoneczny i wiatrownia na maszcie. Ful wypas z XXI wieku, nie to co nasz klasyk. Niestety najwyżej na dwie osoby. Podpływamy do siebie i chwilę rozmawiamy. 15.30 docieramy do Gniewu. Wpływamy w kanał wiodący pod sam zamek. Tradycyjnie Mariusz zostaje na tratwie, a reszta idzie na zakupy i po paliwo, uzupełniamy też zapas wody. Zwiedzamy zamek krzyżacki, spacerujemy po miasteczku i wracamy na tratwę. O 17.15 odbijamy i wracamy na Wisłę, płyniemy do 886 km i o 19.55 stajemy na biwak na piaszczystej plaży naprzeciw śluzy na Nogacie. Gotujemy krupnik na kościach i żołądkach. Pycha! Potem odzywają się w nas instynkty łowieckie, bo tuż obok żeruje ogromny szczupak, ale kończy się tylko na chęciach bo nie mamy nawet metra żyłki, nie mówiąc już o haczyku.
49 km

Sobota 05.07 – godz.4.30 wstajemy, rozpalamy ognisko, gotujemy jaja na twardo, robimy herbatę do termosu, i wypływamy o 5.30. Załoga zalega pokotem na pokładzie i śpi. Potem śniadanko i poranna toaleta. O 10.00 dopływamy do Tczewa. Wpływamy do starego portu i cumujemy. Zgodnie z nową świecką tradycją Mariusz zostaje i gotuje rosół, a reszta na zakupy i zwiedzanie. Oglądamy Rynek, uliczki wokół, dwa kościoły. Na rynku wypijamy zimne piwko, bo upał nie do wytrzymania. Marek idzie do fryzjera. Po powrocie ładujemy się na tratwę i płyniemy dalej. Na 909 km kończy nam się paliwo. Przybijamy do brzegu pod mostem. Problem, bo do najbliższej stacji jest ok. 6 km, ale znowu szczęście się do nas uśmiecha, ponieważ pan który przyjechał na ryby zgodził się podrzucić Jacka do stacji benzynowej. Po kilkunastu minutach są z powrotem. Jemy rosół z makaronem i do tego każdy dostaje gotowaną nogę z kurczaka z chlebem. Po posiłku ruszamy dalej. Na 926 km nie możemy uwierzyć własnym oczom, w Wiśle pływa foka. Najprawdziwsza. Kilkaset metrów płynie równolegle z tratwą, co kilka chwil się wynurzając, potem zostaje z tyłu. Niestety nie mamy aparatu z odpowiednim zoomem i na zdjęciach widać tylko ciemną plamkę. 936 km – widać morze! my skręcamy w lewo do śluzy na Martwą Wisłę. Wpływamy do śluzy na silniku i jako „jednostka silnikowa” zostajemy skasowani razy 2. Szkoda, że pan obsługujący śluzę nas o tym nie uprzedził. Po ok. 7 km dopływamy do pontonowego mostu w Sobieszewie i stajemy na w szuwarach. Komary, komary, komary, koszmar.
wyrównujemy rekord – 57 km

Niedziela 06.07 – godz. 07.00 pobudka, odpływamy o 8.00 i stajemy przed mostem na kotwicy w oczekiwaniu na jego otwarcie. Podczas tego postoju podpłynął do nas na swym jachcie „Bajkał” sławny podróżnik, pisarz i muzyk pan Romuald Kasperski. Zachęcał nas do spływu Leną przez Syberię, gdyż on sam przepłynął nią pontonem. Potem pilotował naszą tratwę w kierunku Gdańska. Około 11.00 brakło nam benzyny, ale szczęście nas nie opuściło, gdyż przybiliśmy siłą rozpędu do Gdańskiego Towarzystwa Wioślarskiego, a tam sprzedano nam całe 5 litrów. Podziwiamy Stocznie Gdańską i wpływamy w Starówkę w czasie parady żaglowców „Baltic Sail”, gdzie wzbudzamy zainteresowanie uczestników parady i oglądających ją turystów. Stajemy 200 metrów za Żurawiem i zwiedzamy okolice. Potem płyniemy jeszcze z 1 km do Ekomariny, gdzie w super warunkach i za małe pieniądze robimy dwudniowy postój zakończony rozbiórką tratwy i zakończeniem spływu Wisłą.
ok. 20 km

Zapraszamy też do lektury wcześniejszych dzienników z pokładu tratwy Blus:
  • 2012 Spływ tratwą Blus z Krakowa do Dęblina [1]
  • 2013 Spływ tratwą "Blus" z Dęblina do Nieszawy [2]


Artykuł ze strony Yacht Klub Polski Bielsko
  http://ykpb.pl/

Adres WWW tego artykułu to:
  http://ykpb.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=270

Linków w tym artykule
  [1] http://ykpb.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=181&mode=thread&order=0&thold=0
  [2] http://ykpb.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=210&mode=thread&order=0&thold=0